czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 27 "Tajemniczy nieznajomy"

Czas płyną szybko jak górska rzeka a czwórka młodych książąt rosła i rosła. W końcu nadszedł dzień by po raz pierwszy opuściły Lwią Skałę i poznały dokładnie choć małą część Sawanny. Z samego rana cała czwórka zebrała się przed grotą wpatrując się w wschodzące słońce.Naglę dołączyli do nich rodzice.
-Jesteście gotowi?-zapytała Ema.
-No oczywiście!-powiedziała rozradowana Tina.
-Już nie możemy się doczekać!-powiedział Tim.
-Możemy już iść?-zapytał Kiro.
-Oczywiście synku tylko pamiętajcie żebyście uważali na Złą Ziemię bo tam mieszka Zira o której wam wczoraj mówiłam.-powiedziała troskliwie Ema.
-Ja chce wam tylko powiedzieć żebyście byli ostrożni ale też żebyście się dobrze bawili. Do zobaczenia wieczorem lub szybciej.-powiedział Kiwa z dumą w oczach.
-Dobrze tato!Pa!-powiedziały chórem lwiątka i zbiegły z Lwiej Skały jak oszalałe i ruszyły przed siebie znikając rodzicom z oczu.

 
Tina i Emi poszły w kierunku wodopoju a chłopcy poszli w kierunku wąwozu. 
-Ej Emi! Choć tu!-zawołała Tina. 
-Po co? Co znalazłaś?-zapytała zaciekawiona Emi. 
-Spójrz!-powiedziała Tina wskazując na zjawiskowo pięknego motyla siedzącego na korze drzewa.
-Jej! Jaki piękny!-Emi patrząc na kolorowego motyla rozmarzyła się tak mocno że nie zauważyła że ktoś biegnie w jej kierunku. Był to jakiś obcy młody lew. Nie patrząc się pod nogi obcy jej lewek wpadł prosto na nią i zdezorientowany uciekł. Wystarczyło że Emi przez dwie sekundy spojrzała w oczy nieznajomego a już poczuła że jest jej bliski. Uczucie to trwało jednak stosunkowo krótko bo za młodym lwem biegło stado stado spłoszonych zwierząt i dziewczęta musiały uciekać jak najdalej. Kiedy były już dość daleko zatrzymały się. 
-Jejku co to było!-zdenerwowała się Tina. 
-Nie wiem ale to było cudowne!-powiedziała zauroczona obcym lwem Emi. 
-Żartujesz sobie?! Od kiedy tłum biegnących i niebezpiecznych zwierząt sawanny jest dla ciebie cudowne?!-zapytała cała w nerwach. 
-Nie zwierzęta! Tylko ten lew...-powiedziała z 'głową w chmurach' Emi.
-Weź się opanuj ty go nie znasz!-powiedziała Tina próbując przemówić siostrze do rozumu. 
-Nic nie rozumiesz. Kiedy spojrzałam mu w oczy poczułam jakbyś my byli sobie przeznaczeni.
-CO?! Tobie coś się w głowie poprzewracało! Wracajmy lepiej.
-Skoro nalegasz to chętnie.-powedziała Emi uśmiechając się do siostry.
-Ale do domu a nie nad wodopój!-powiedziała pełna nerwów Tina. 
-No dobrze już dobrze wracajmy!-powiedziała rozczarowana Emi.
 W tym czasie kiedy księżniczki wracały na Lwią Skałę, książęta bawili się w najlepsze w wąwozie, lecz kiedy i to im się znudziło postanowili odkryć jakieś inne ciekawe miejsce. 
 
Jednak jak się okazało Sawanna była przeogromna i dwaj bracia szybko się zmęczyli. Po drodze udało im się znaleźć ciekawą skalę na której postanowili odpocząć. Najciekawsze dla chłopców tego dnia było to że Kiro w ciągu jednego dnia znalazł aż trójkę nowych przyjaciół. Zostały nimi trójka błękitnych ptaszków które napotkali w  wąwozie i od tond cały czas im towarzyszyły. Kiro bardzo je polubił zaś Tim po pewnym czasie zaczął mieć ich dość. Ale nie trudno mu się dziwić ile można wytrzymać gdy przez cały dzień nad głową śpiewają ci ptaki. Jeszcze przed zachodem słońca wszystkie książęta były w domu. Rodzice od razu zauważyli że był to dla nich naprawdę ciekawy i pełny przygód dzień, ponieważ gdy tylko lwiątka wróciły nie powiedziały ani słowa tylko od razu weszły do groty i zasnęły z zadowolonymi minami. 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 26 "Śmierć Simby"

 
W życiu każdego króla Lwiej Ziemi nadchodzi taki czas że musi zakończyć swe panowanie by dać miejsce następnemu władcy. Dołącza w ów czas do reszty dawnych władców którzy znajdują się w niebie. 
I właśnie taki czas nastał w życiu Simby. W okół Simby zebrała się cała jego dotychczasowa rodzina by po raz ostatni porozmawiać i wysłuchać jego ostatniej woli. 
-Posłuchajcie nie smućcie się bo to nie koniec świata, to tylko ja odchodzę a wy zostajecie. 
Odchodzę do ojca i wszystkich moich przodków oraz do mojego syna Kopy. Po tylu latach w końcu się spotkamy. Więc nie martwcie się będę przecież wśród swoich. I mam nadzieję że kiedyś się tam spotkamy. 
W końcu nie żegnamy się na zawsze ale na bardzo długo. Mimo wszystko co dzień będę was miał pod okiem. Kocham was wszystkich...-powiedział Simba, położył głowę na ziemi, zamkną oczy i odszedł. 
I zapadła cisza słychać było tylko jak łzy spływały po twarzach członków rodziny. 
-Mam nadzieję że już wkrótce do ciebie dołączę.-powiedziała Nala patrząc z uśmiechem na ciało męża. 
Rafiki wszedł do groty i rozsypał jakiś dziwny proszek nad ciałem wielkiego króla, i zwiesił głowę. 
Zaraz potem wyszedł i przekazał wiadomość reszcie stada które czekało przed grotą. 
Kiedy było już po wszystkim Kiara wyszła wraz z Nalą na spacer by jakoś poukładać myśli. 
-Przeżył tak wiele...-powiedziała Kiara próbując jakoś rozpocząć rozmowę z matką, jednak Nala pogrążona była głęboko w swoich myślach i nie słyszała niczego co mówiła do niej Kiara. 
-Mamo? Słyszysz mnie?-pytała uparcie Kiara. 
-Co?-zapytała z niechęcią Nala. 
-Czemu mnie ignorujesz?-zapytała ją córka. 
-Po prostu nie jestem w stanie teraz o tym rozmawiać. Wybacz córciu...-powiedziała Nala i odłączyła się od Kiary idąc w inna stronę. 
Jednak Kiara nie odpuściła i śledziła matkę by przypadkiem nic się jej nie stało. 
W tym czasie na Lwiej Skale trwała żałoba. Jedni płakali, drudzy byli pogrążeni w myślach a jeszcze inni rozmawiali na temat Simby i jego życia. Ema zaś leżała z Kiwą w grocie i opiekowali się swoimi nowo narodzonymi dziećmi.  
-Wiesz kochanie są naprawdę śliczne.-powiedział Kiwa. 
-Prawda? Są takie słodkie.-powiedziała Ema. 
-Mamy szczęście. Mamy wyrównane potomstwo dwie lwiczki i dwa lwiątka. 
-Tak to prawda. 
-I nawet udało się nam nadać imiona które zaproponowali rodzice i dziadkowie.-zaśmiała się szczęśliwa matka.
-Teraz jesteśmy prawdziwą rodziną.-powiedział Kiwa. 
-Tak kochanie.
-A gdzie są moi siostrzeńcy i siostrzenice?-zapytała wchodząc Vika. 
-O witaj Vika! Tu są.-powiedziała Ema i zaprosiła Vikę by poznała maluchy. 
-Jak się nazywają?-zapytała Vika. 
-Oczywiście już ci mówię. To jest Tina i Emi a to są Tim i Kiro.-powiedziała Ema. 
-Kiro? Czy to nie twój młodszy brat który...-zapytała Vika. 
-Tak dostał imię na jego cześć.-powiedział dumnie Ema. 
-Twój brat na pewno by się cieszył.-powiedziała Vika. 
-Tak wiem to.-powiedziała Ema i przytuliła swoje potomstwo. 

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 25 "Nowe pokolenie"

Witajcie! Od ślubu Emy i Kiwy miną zaledwie nie cały rok a już oczekują pierwszego dziecka które ma się urodzić właśnie dziś. Na Lwiej Skale panuje ogromne zamieszanie z powodu wybrania imienia dla przyszłego dziedzica tronu bądź dziedziczki... Jak żyję nie widziałem również żeby lwica w ciąży miała tak wielki brzuch jak Ema. Sądzę że urodzi co najmniej dwa lwiątka jak iż pewnie więcej. Będzie to nie lada trudny poród dla Emy. Ale jak ją znam to sobie poradzi! Ema i Kiwa okazali się naprawdę dobrymi monarchami. Jakdo tond nie mieli żadnych problemów z czymkolwiek dotyczącym spraw powiązanych z Lwią Ziemią. Ale zazwyczaj takie problemy zaczynają się dopiero jak pojawiają się dzieci... Nie wiem dlaczego. Ale najistotniejsza jest teraz sama Ema, muszę się skupić bo w końcu to ja Rafiki odbieram poród. 
-Rafiki?-zawołała Kiara. 
-Tak? Coś się dzieje?-zapytał Rafiki.
-Wydaje mi się że nic ale lada moment może zacząć rodzić.-powiedziała poddenerwowana Kiara. 
-Spokojnie jestem tuż obok w razie czego wołajcie.-powiedział Rafiki i usiadł na ziemi. 
-No dobrze pójdę zobaczyć co u niej.
-Spokojnie sama przecież wiesz jak to jest robiłaś to dwa razy i urodziłaś czwórkę ślicznych lwiątek.-uspokoił ją Rafiki. 
-Wiem ale teraz chodzi o moją córkę.
-No więc to ona powinna się denerwować a ty powinnaś ją uspokajać.-doradził Rafiki. 
-No dobrze powinnam być teraz przy niej w końcu za chwilę urodzi mi wnuka.-uśmiechnęła się Kiara. 
-Nie sądzę żeby to był wnuk...-powiedział zakłopotany Rafiki. 
-To będzie wnuczka?
-Możliwe ale sądzę że będzie ich nie mniej niż dwa.-powiedział Rafiki. 
-To wspaniale.-ucieszyła się Kiara. 
-Tak ale widzisz ona ma naprawdę ponad przeciętnie wielki brzuch jak na zwykłą ciąże i mam obawy...
-Jakie?-zaniepokoiła się przyszła babcia. 
-Może być ich w najgorszym wypadku nawet piątka ale nie jestem pewien. W każdym razie tak uczył mnie za młodu mój dziadek. 
-Dziadek? 
-Tak bo widzisz moja następców wybiera się co drugie pokolenie przynajmniej taka jest tradycja mędrców królewskich. 
-Rozumiem mów dalej co cię niepokoi?-zapytała z przerażeniem Kiara. 
-Widzisz przy takiej ilości lwiątek przy jednym porodzie... on może... może tego nie przeżyć. Nie robiła tego jeszcze nigdy więc jest niedoświadczona... i to trochę ryzykowne. No dobrze to bardzo ryzykowne. 
-Moja córcia może umrzeć pod czas porodu?!-zdenerwowała się Kiara.
-Niestety tak. Przykro mi królowo...-powiedział ze smutkiem Rafiki i zostawił Kiarę samą.
Rafiki wszedł do groty w której leżała Ema przy której siedział Kiwa wraz z całym stadem. Zaraz po wejściu do groty Rafikiego dołączyła do zgromadzenia również ledwo powstrzymująca łzy, Kiara. Rafiki spojrzał na nią ze smutkiem i i jemu po policzku spłynęła słona łza. 
-No dobrze. Ema jak się czujesz?-zapytał troskliwie Rafiki. 
-Normalnie ale maluchy trochę kopią.-powiedziała Ema.
-No tak to znaczy że poród już tuż tuż. Jak by co to wołaj a nawet krzycz.-powiedział Rafiki wychodząc z groty. 
-A ty dokąd idziesz?-zapytała Ema. 
-Będę na zewnątrz.-powiedział Rafiki i wyszedł. 
Rafiki wspiął się na sam szczyt Lwiej Skały i patrząc się w słońce powiedział:
-Drogi Mufaso jeśli mnie słyszysz to proszę cię pomóż Emię niech przeżyje i niech wychowuje następców tronu. Dzieci będą jej potrzebować zupełnie tak samo jak będzie jej potrzebować Kiwa i reszta stada. Proszę jeżeli to słyszysz i jeżeli pomożesz to daj mi jakiś znak. Proszę...-powiedział Rafiki i zwiesił głowę i zaczął schodzić ze szczytu w kierunku jaskini w której leżała Ema. Naglę usłyszał przeraźliwy krzyk Emy co zmusiło go do natychmiastowego działania. Zbiegając ze szczytu zdążył wykrztusić:
-Dzięki Mufaso wiedziałem że mnie słyszysz!-ucieszył się Rafiki. 
Rafiki wbiegł do groty i zapytał:
-To już?!
-Tak zaczyna się!-krzyczała Kiara. 
-No dobrze. Panowie proszę opuścić grotę.
-Dobrze. Kocham cię Ema i wierzę że urodzisz nam zdrowych dziedziców tronu!-powiedział Kiwa i wyszedł z resztą lwów. 
Kiwa był tak poddenerwowany że wraz z Kovu chodzili zataczając kółka przed wejściem do groty. A Simba i Shaka patrzyli na nich i uspokajali ich. 
-Kovu czemu tak się denerwujesz to nie twoje dzieci się rodzą/-zapytał Simba. 
-Ale moja córka rodzi mi wnuki a tobie prawnuki! A ty się ani trochę nie denerwujesz?-zapytał spięty Kovu. 
-Wiesz ja byłem w tym miejscu pod czas tylu porodów że jakoś już się mniej denerwuje bo wiem że Emie się uda.-odpowiedział Simba udając spokojnego. 
-Ej cicho nie słyszę krzyków Emy!-zdenerwował się Kiwa. 
Naglę wszystko umilkło a z groty wystawił głowę Rafiki. 
-No choć tatusiu, dziadku, pradziadku i wujku poznajcie młode pokolenie.-uśmiechną się Rafiki i zaprosił wszystkich od środka. 
Kiwa wszedł jako pierwszy a jego oczom ukazała się leżąca Ema a przy niej lwiątka. 
-Ile ich jest?-zapytał. 
-Czwórka.-powiedziała Kiara. 
-No to niech zostanie sama rodzina jest tu trochę was za dużo maluchy mogą się denerwować. Niech reszta wyjdzie!-powiedział Rafiki który z uśmiechem sam zaczął kierować się do wyjścia z pozostałymi. 
-Dziękuje Rafiki.-powiedziała uprzejmie Ema. 
-Nie ma za co to twoja zasługa byłaś bardzo odważna. A po za tym to była przyjemność.-powiedział i wyszedł. 
-I co? Mamy teraz dylemat.-powiedziała Ema.
-Jaki?-zapytała Kiara. 
-Nie macie na razie żadnego dylematu. Będzie dopiero jak będziecie musieli wybrać jedno na króla. -powiedział Kovu. 
-Możliwe ale jak damy im na imię?-zapytała Ema. 
-Coś się wymyśli przed nami jeszcze długi dzień.-powiedział Kiwa. 
-Macie czas do jutrzejszego ranka.-powiedziała Nala. 
-Jak to?-zapytał Kiwa. 
-Jutro Rafiki przedstawi maluchy mieszkańcom Sawanny.-powiedziała Ema uśmiechając się do swoich dzieci. 
-No tak zapomniałem że macie tu trochę inne zwyczaje.-powiedział Kiwa pełen radości. 
Tą noc cała rodzina królewska zastanawiała się nad imionami dla młodych lwiątek. Zajęło im to całą noc aż w końcu wymyślili idealne imię dla każdego z lwiątek. 
Z samego rana Rafiki przybył na Lwią Skałę i przedstawił młode książątka mieszkańcom Sawanny.  Na początku miał dość duży dylemat jak wziąć cztery lwiątka na raz ale po namyślę jakoś sobie poradził... 
I tak maluchy stały się oficjalnie na oczach całej Lwiej Ziemi jej mieszkańcami i następcami tronu. 

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 24 "Najszczęśliwszy dzień w życiu"

 
Następnego dnia kiedy tylko słońce wychyliło się z za horyzontu Sawanny Rafiki wyruszył wraz z wielkim tłumem zwierząt sawanny w kierunku Lwiej Skały, gdzie trwały już liczne przygotowania do królewskiego ślubu Emy i Kiwą. Ema siedziała w grocie razem z całym stadem lwic zaś Kiwa spędzał wtedy czas z Simbą i Kovu rozmawiając o swoich przyszłych obowiązkach. 
-No i gdzie ten Rafiki?!-denerwowała się Ema. 
-Spokojnie córciu zaraz przyjdzie.-pocieszała ją Kiara. 
-Nie powinnaś się tak denerwować.-radziła Nala. 
-Tak córciu ten dzień zapamiętasz do końca swego życia więc odpręż się i uśmiechnij się.-powiedziała Vika. 
-No dobrze ale strasznie się denerwuje!-powiedziała wciąż niespokojna Ema. 
-Wiemy dobrze jak się czujesz każda z nas to przechodziła.-pocieszała ją Nala. 
-Spokojnie pomyśl o Kiwie i uspokój się.-powiedziała Kiara. 
-Chcesz tego ślubu prawda?-zapytała Nala. 
-Tak, niczego bardziej w życiu nie pragnęłam.-powiedziała z uśmiechem pełnym radości Ema. 
-To spokojnie wszystko będzie dobrze. 
-Czy wy też się tak denerwowałyście przed ślubem?-zapytała panna młoda. 
-Nie do końca... raczej dusiłyśmy to w sobie.-powiedziała Kiara. 
-Ja tylko trochę kiedy przyszedł po mnie Simba od razu się uspokoiłam-powiedziała Nala. 
-No dobrze spróbuję się trochę opanować.
-Zuch dziewczyna-powiedział Rafiki który najwyraźniej przysłuchiwał się rozmowie już przez parę chwil.
-Rafiki? Czemu nic nie mówisz że już jesteś?-zdziwiła się Ema. 
-Nie chciałem wam przerywać...-powiedział uprzejmie Rafiki. 
-Czy wszyscy są już gotowi?-zapytała Kiara. 
-Tak wszyscy już czekają a słońce już coraz wyżej. To co Ema? Gotowa?-zapytał mędrzec Rafiki. 
-No oczywiście że tak.-opowiedziała entuzjastycznie lwica. 
Ema dołączyła do Kiwy i oboje równym krokiem wyszli z groty Lwiej Skały idąc aż na próg prowadzeni przez Kovu i Kiarę. Wszyscy stanęli na progu Lwiej Skały i każdy z nich wydał po kolei głośny i stanowczy ryk ze swojej paszczy by przypieczętować małżeństwo Emy z Kiwą. 
Później gdy wrócili do zgromadzenia rodzinnego para usiadła obok siebie a Rafiki zagrzechotał grzechotał im nad głowami swą grzechotką przyczepioną do swej laski, co na zawsze przypieczętowało związek tej dwójki. 
-Od dziś jesteście mężem i żoną oraz królem i królową Lwiej Ziemi!-powiedział głośno Rafiki po czym poprowadził parę z powrotem na próg Lwiej Skały gdzie z dołu oddawały im honory wszystkie zwierzęta sawanny... 
-To najwspanialszy dzień w moim życiu!-powiedziała do Kiwy, Ema.
-Mój też ale tak naprawdę to nigdy nie sądziłem że kiedyś nadejdzie.-powiedział z uśmiechem Kiwa. 
-Ja szczerze mówiąc też ale życie lubi płatać niezłe figle.-uśmiechnęła się Ema.
-Chciałbym żeby mój ojciec mógł to zobaczyć.-powiedział ze smutkiem Kiwa. 
-A ja wiem że on to widzi z góry tak samo jak widzi to mój pradziadek Mufasa i mój brat Kiro. Po prostu to wiem!-cieszyła się Ema. 
-Naprawdę?-zdziwił się  Kiwa. 
-Tak bo mama mi tak powiedziała a jej powiedział to jej ojciec który zaś usłyszał to od swego ojca i tak to się ciągnie.-powiedziała Ema. 
-Oby mieli rację.-powiedział Kiwa. 
-Mają rację spójrz w słońce!-powiedziała Ema. 
-Nic nie widzę.-powiedział Kiwa. 
-To przypatrz się dobrze.-powiedziała Ema. 
Kiwa spojrzał głęboko w słońce i przypatrując się chwilę dostrzegł swego ojca wraz ze swoją matką i Mufasą i z dwoma małymi lewkami którymi z pewnością był Kopa i Kiro. 
-Widzisz?-zapytała Ema patrząc się na swojego męża który nie może oderwać oczu od słońca. 
-Tak to niesamowite!-powiedział ze łzami w oczach Kiwa. 
-Mówiłam ci oni zawsze będą z nami.-uśmiechnęła się Ema i przytuliła się do Kiwy.