czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 27 "Tajemniczy nieznajomy"

Czas płyną szybko jak górska rzeka a czwórka młodych książąt rosła i rosła. W końcu nadszedł dzień by po raz pierwszy opuściły Lwią Skałę i poznały dokładnie choć małą część Sawanny. Z samego rana cała czwórka zebrała się przed grotą wpatrując się w wschodzące słońce.Naglę dołączyli do nich rodzice.
-Jesteście gotowi?-zapytała Ema.
-No oczywiście!-powiedziała rozradowana Tina.
-Już nie możemy się doczekać!-powiedział Tim.
-Możemy już iść?-zapytał Kiro.
-Oczywiście synku tylko pamiętajcie żebyście uważali na Złą Ziemię bo tam mieszka Zira o której wam wczoraj mówiłam.-powiedziała troskliwie Ema.
-Ja chce wam tylko powiedzieć żebyście byli ostrożni ale też żebyście się dobrze bawili. Do zobaczenia wieczorem lub szybciej.-powiedział Kiwa z dumą w oczach.
-Dobrze tato!Pa!-powiedziały chórem lwiątka i zbiegły z Lwiej Skały jak oszalałe i ruszyły przed siebie znikając rodzicom z oczu.

 
Tina i Emi poszły w kierunku wodopoju a chłopcy poszli w kierunku wąwozu. 
-Ej Emi! Choć tu!-zawołała Tina. 
-Po co? Co znalazłaś?-zapytała zaciekawiona Emi. 
-Spójrz!-powiedziała Tina wskazując na zjawiskowo pięknego motyla siedzącego na korze drzewa.
-Jej! Jaki piękny!-Emi patrząc na kolorowego motyla rozmarzyła się tak mocno że nie zauważyła że ktoś biegnie w jej kierunku. Był to jakiś obcy młody lew. Nie patrząc się pod nogi obcy jej lewek wpadł prosto na nią i zdezorientowany uciekł. Wystarczyło że Emi przez dwie sekundy spojrzała w oczy nieznajomego a już poczuła że jest jej bliski. Uczucie to trwało jednak stosunkowo krótko bo za młodym lwem biegło stado stado spłoszonych zwierząt i dziewczęta musiały uciekać jak najdalej. Kiedy były już dość daleko zatrzymały się. 
-Jejku co to było!-zdenerwowała się Tina. 
-Nie wiem ale to było cudowne!-powiedziała zauroczona obcym lwem Emi. 
-Żartujesz sobie?! Od kiedy tłum biegnących i niebezpiecznych zwierząt sawanny jest dla ciebie cudowne?!-zapytała cała w nerwach. 
-Nie zwierzęta! Tylko ten lew...-powiedziała z 'głową w chmurach' Emi.
-Weź się opanuj ty go nie znasz!-powiedziała Tina próbując przemówić siostrze do rozumu. 
-Nic nie rozumiesz. Kiedy spojrzałam mu w oczy poczułam jakbyś my byli sobie przeznaczeni.
-CO?! Tobie coś się w głowie poprzewracało! Wracajmy lepiej.
-Skoro nalegasz to chętnie.-powedziała Emi uśmiechając się do siostry.
-Ale do domu a nie nad wodopój!-powiedziała pełna nerwów Tina. 
-No dobrze już dobrze wracajmy!-powiedziała rozczarowana Emi.
 W tym czasie kiedy księżniczki wracały na Lwią Skałę, książęta bawili się w najlepsze w wąwozie, lecz kiedy i to im się znudziło postanowili odkryć jakieś inne ciekawe miejsce. 
 
Jednak jak się okazało Sawanna była przeogromna i dwaj bracia szybko się zmęczyli. Po drodze udało im się znaleźć ciekawą skalę na której postanowili odpocząć. Najciekawsze dla chłopców tego dnia było to że Kiro w ciągu jednego dnia znalazł aż trójkę nowych przyjaciół. Zostały nimi trójka błękitnych ptaszków które napotkali w  wąwozie i od tond cały czas im towarzyszyły. Kiro bardzo je polubił zaś Tim po pewnym czasie zaczął mieć ich dość. Ale nie trudno mu się dziwić ile można wytrzymać gdy przez cały dzień nad głową śpiewają ci ptaki. Jeszcze przed zachodem słońca wszystkie książęta były w domu. Rodzice od razu zauważyli że był to dla nich naprawdę ciekawy i pełny przygód dzień, ponieważ gdy tylko lwiątka wróciły nie powiedziały ani słowa tylko od razu weszły do groty i zasnęły z zadowolonymi minami. 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 26 "Śmierć Simby"

 
W życiu każdego króla Lwiej Ziemi nadchodzi taki czas że musi zakończyć swe panowanie by dać miejsce następnemu władcy. Dołącza w ów czas do reszty dawnych władców którzy znajdują się w niebie. 
I właśnie taki czas nastał w życiu Simby. W okół Simby zebrała się cała jego dotychczasowa rodzina by po raz ostatni porozmawiać i wysłuchać jego ostatniej woli. 
-Posłuchajcie nie smućcie się bo to nie koniec świata, to tylko ja odchodzę a wy zostajecie. 
Odchodzę do ojca i wszystkich moich przodków oraz do mojego syna Kopy. Po tylu latach w końcu się spotkamy. Więc nie martwcie się będę przecież wśród swoich. I mam nadzieję że kiedyś się tam spotkamy. 
W końcu nie żegnamy się na zawsze ale na bardzo długo. Mimo wszystko co dzień będę was miał pod okiem. Kocham was wszystkich...-powiedział Simba, położył głowę na ziemi, zamkną oczy i odszedł. 
I zapadła cisza słychać było tylko jak łzy spływały po twarzach członków rodziny. 
-Mam nadzieję że już wkrótce do ciebie dołączę.-powiedziała Nala patrząc z uśmiechem na ciało męża. 
Rafiki wszedł do groty i rozsypał jakiś dziwny proszek nad ciałem wielkiego króla, i zwiesił głowę. 
Zaraz potem wyszedł i przekazał wiadomość reszcie stada które czekało przed grotą. 
Kiedy było już po wszystkim Kiara wyszła wraz z Nalą na spacer by jakoś poukładać myśli. 
-Przeżył tak wiele...-powiedziała Kiara próbując jakoś rozpocząć rozmowę z matką, jednak Nala pogrążona była głęboko w swoich myślach i nie słyszała niczego co mówiła do niej Kiara. 
-Mamo? Słyszysz mnie?-pytała uparcie Kiara. 
-Co?-zapytała z niechęcią Nala. 
-Czemu mnie ignorujesz?-zapytała ją córka. 
-Po prostu nie jestem w stanie teraz o tym rozmawiać. Wybacz córciu...-powiedziała Nala i odłączyła się od Kiary idąc w inna stronę. 
Jednak Kiara nie odpuściła i śledziła matkę by przypadkiem nic się jej nie stało. 
W tym czasie na Lwiej Skale trwała żałoba. Jedni płakali, drudzy byli pogrążeni w myślach a jeszcze inni rozmawiali na temat Simby i jego życia. Ema zaś leżała z Kiwą w grocie i opiekowali się swoimi nowo narodzonymi dziećmi.  
-Wiesz kochanie są naprawdę śliczne.-powiedział Kiwa. 
-Prawda? Są takie słodkie.-powiedziała Ema. 
-Mamy szczęście. Mamy wyrównane potomstwo dwie lwiczki i dwa lwiątka. 
-Tak to prawda. 
-I nawet udało się nam nadać imiona które zaproponowali rodzice i dziadkowie.-zaśmiała się szczęśliwa matka.
-Teraz jesteśmy prawdziwą rodziną.-powiedział Kiwa. 
-Tak kochanie.
-A gdzie są moi siostrzeńcy i siostrzenice?-zapytała wchodząc Vika. 
-O witaj Vika! Tu są.-powiedziała Ema i zaprosiła Vikę by poznała maluchy. 
-Jak się nazywają?-zapytała Vika. 
-Oczywiście już ci mówię. To jest Tina i Emi a to są Tim i Kiro.-powiedziała Ema. 
-Kiro? Czy to nie twój młodszy brat który...-zapytała Vika. 
-Tak dostał imię na jego cześć.-powiedział dumnie Ema. 
-Twój brat na pewno by się cieszył.-powiedziała Vika. 
-Tak wiem to.-powiedziała Ema i przytuliła swoje potomstwo. 

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 25 "Nowe pokolenie"

Witajcie! Od ślubu Emy i Kiwy miną zaledwie nie cały rok a już oczekują pierwszego dziecka które ma się urodzić właśnie dziś. Na Lwiej Skale panuje ogromne zamieszanie z powodu wybrania imienia dla przyszłego dziedzica tronu bądź dziedziczki... Jak żyję nie widziałem również żeby lwica w ciąży miała tak wielki brzuch jak Ema. Sądzę że urodzi co najmniej dwa lwiątka jak iż pewnie więcej. Będzie to nie lada trudny poród dla Emy. Ale jak ją znam to sobie poradzi! Ema i Kiwa okazali się naprawdę dobrymi monarchami. Jakdo tond nie mieli żadnych problemów z czymkolwiek dotyczącym spraw powiązanych z Lwią Ziemią. Ale zazwyczaj takie problemy zaczynają się dopiero jak pojawiają się dzieci... Nie wiem dlaczego. Ale najistotniejsza jest teraz sama Ema, muszę się skupić bo w końcu to ja Rafiki odbieram poród. 
-Rafiki?-zawołała Kiara. 
-Tak? Coś się dzieje?-zapytał Rafiki.
-Wydaje mi się że nic ale lada moment może zacząć rodzić.-powiedziała poddenerwowana Kiara. 
-Spokojnie jestem tuż obok w razie czego wołajcie.-powiedział Rafiki i usiadł na ziemi. 
-No dobrze pójdę zobaczyć co u niej.
-Spokojnie sama przecież wiesz jak to jest robiłaś to dwa razy i urodziłaś czwórkę ślicznych lwiątek.-uspokoił ją Rafiki. 
-Wiem ale teraz chodzi o moją córkę.
-No więc to ona powinna się denerwować a ty powinnaś ją uspokajać.-doradził Rafiki. 
-No dobrze powinnam być teraz przy niej w końcu za chwilę urodzi mi wnuka.-uśmiechnęła się Kiara. 
-Nie sądzę żeby to był wnuk...-powiedział zakłopotany Rafiki. 
-To będzie wnuczka?
-Możliwe ale sądzę że będzie ich nie mniej niż dwa.-powiedział Rafiki. 
-To wspaniale.-ucieszyła się Kiara. 
-Tak ale widzisz ona ma naprawdę ponad przeciętnie wielki brzuch jak na zwykłą ciąże i mam obawy...
-Jakie?-zaniepokoiła się przyszła babcia. 
-Może być ich w najgorszym wypadku nawet piątka ale nie jestem pewien. W każdym razie tak uczył mnie za młodu mój dziadek. 
-Dziadek? 
-Tak bo widzisz moja następców wybiera się co drugie pokolenie przynajmniej taka jest tradycja mędrców królewskich. 
-Rozumiem mów dalej co cię niepokoi?-zapytała z przerażeniem Kiara. 
-Widzisz przy takiej ilości lwiątek przy jednym porodzie... on może... może tego nie przeżyć. Nie robiła tego jeszcze nigdy więc jest niedoświadczona... i to trochę ryzykowne. No dobrze to bardzo ryzykowne. 
-Moja córcia może umrzeć pod czas porodu?!-zdenerwowała się Kiara.
-Niestety tak. Przykro mi królowo...-powiedział ze smutkiem Rafiki i zostawił Kiarę samą.
Rafiki wszedł do groty w której leżała Ema przy której siedział Kiwa wraz z całym stadem. Zaraz po wejściu do groty Rafikiego dołączyła do zgromadzenia również ledwo powstrzymująca łzy, Kiara. Rafiki spojrzał na nią ze smutkiem i i jemu po policzku spłynęła słona łza. 
-No dobrze. Ema jak się czujesz?-zapytał troskliwie Rafiki. 
-Normalnie ale maluchy trochę kopią.-powiedziała Ema.
-No tak to znaczy że poród już tuż tuż. Jak by co to wołaj a nawet krzycz.-powiedział Rafiki wychodząc z groty. 
-A ty dokąd idziesz?-zapytała Ema. 
-Będę na zewnątrz.-powiedział Rafiki i wyszedł. 
Rafiki wspiął się na sam szczyt Lwiej Skały i patrząc się w słońce powiedział:
-Drogi Mufaso jeśli mnie słyszysz to proszę cię pomóż Emię niech przeżyje i niech wychowuje następców tronu. Dzieci będą jej potrzebować zupełnie tak samo jak będzie jej potrzebować Kiwa i reszta stada. Proszę jeżeli to słyszysz i jeżeli pomożesz to daj mi jakiś znak. Proszę...-powiedział Rafiki i zwiesił głowę i zaczął schodzić ze szczytu w kierunku jaskini w której leżała Ema. Naglę usłyszał przeraźliwy krzyk Emy co zmusiło go do natychmiastowego działania. Zbiegając ze szczytu zdążył wykrztusić:
-Dzięki Mufaso wiedziałem że mnie słyszysz!-ucieszył się Rafiki. 
Rafiki wbiegł do groty i zapytał:
-To już?!
-Tak zaczyna się!-krzyczała Kiara. 
-No dobrze. Panowie proszę opuścić grotę.
-Dobrze. Kocham cię Ema i wierzę że urodzisz nam zdrowych dziedziców tronu!-powiedział Kiwa i wyszedł z resztą lwów. 
Kiwa był tak poddenerwowany że wraz z Kovu chodzili zataczając kółka przed wejściem do groty. A Simba i Shaka patrzyli na nich i uspokajali ich. 
-Kovu czemu tak się denerwujesz to nie twoje dzieci się rodzą/-zapytał Simba. 
-Ale moja córka rodzi mi wnuki a tobie prawnuki! A ty się ani trochę nie denerwujesz?-zapytał spięty Kovu. 
-Wiesz ja byłem w tym miejscu pod czas tylu porodów że jakoś już się mniej denerwuje bo wiem że Emie się uda.-odpowiedział Simba udając spokojnego. 
-Ej cicho nie słyszę krzyków Emy!-zdenerwował się Kiwa. 
Naglę wszystko umilkło a z groty wystawił głowę Rafiki. 
-No choć tatusiu, dziadku, pradziadku i wujku poznajcie młode pokolenie.-uśmiechną się Rafiki i zaprosił wszystkich od środka. 
Kiwa wszedł jako pierwszy a jego oczom ukazała się leżąca Ema a przy niej lwiątka. 
-Ile ich jest?-zapytał. 
-Czwórka.-powiedziała Kiara. 
-No to niech zostanie sama rodzina jest tu trochę was za dużo maluchy mogą się denerwować. Niech reszta wyjdzie!-powiedział Rafiki który z uśmiechem sam zaczął kierować się do wyjścia z pozostałymi. 
-Dziękuje Rafiki.-powiedziała uprzejmie Ema. 
-Nie ma za co to twoja zasługa byłaś bardzo odważna. A po za tym to była przyjemność.-powiedział i wyszedł. 
-I co? Mamy teraz dylemat.-powiedziała Ema.
-Jaki?-zapytała Kiara. 
-Nie macie na razie żadnego dylematu. Będzie dopiero jak będziecie musieli wybrać jedno na króla. -powiedział Kovu. 
-Możliwe ale jak damy im na imię?-zapytała Ema. 
-Coś się wymyśli przed nami jeszcze długi dzień.-powiedział Kiwa. 
-Macie czas do jutrzejszego ranka.-powiedziała Nala. 
-Jak to?-zapytał Kiwa. 
-Jutro Rafiki przedstawi maluchy mieszkańcom Sawanny.-powiedziała Ema uśmiechając się do swoich dzieci. 
-No tak zapomniałem że macie tu trochę inne zwyczaje.-powiedział Kiwa pełen radości. 
Tą noc cała rodzina królewska zastanawiała się nad imionami dla młodych lwiątek. Zajęło im to całą noc aż w końcu wymyślili idealne imię dla każdego z lwiątek. 
Z samego rana Rafiki przybył na Lwią Skałę i przedstawił młode książątka mieszkańcom Sawanny.  Na początku miał dość duży dylemat jak wziąć cztery lwiątka na raz ale po namyślę jakoś sobie poradził... 
I tak maluchy stały się oficjalnie na oczach całej Lwiej Ziemi jej mieszkańcami i następcami tronu. 

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 24 "Najszczęśliwszy dzień w życiu"

 
Następnego dnia kiedy tylko słońce wychyliło się z za horyzontu Sawanny Rafiki wyruszył wraz z wielkim tłumem zwierząt sawanny w kierunku Lwiej Skały, gdzie trwały już liczne przygotowania do królewskiego ślubu Emy i Kiwą. Ema siedziała w grocie razem z całym stadem lwic zaś Kiwa spędzał wtedy czas z Simbą i Kovu rozmawiając o swoich przyszłych obowiązkach. 
-No i gdzie ten Rafiki?!-denerwowała się Ema. 
-Spokojnie córciu zaraz przyjdzie.-pocieszała ją Kiara. 
-Nie powinnaś się tak denerwować.-radziła Nala. 
-Tak córciu ten dzień zapamiętasz do końca swego życia więc odpręż się i uśmiechnij się.-powiedziała Vika. 
-No dobrze ale strasznie się denerwuje!-powiedziała wciąż niespokojna Ema. 
-Wiemy dobrze jak się czujesz każda z nas to przechodziła.-pocieszała ją Nala. 
-Spokojnie pomyśl o Kiwie i uspokój się.-powiedziała Kiara. 
-Chcesz tego ślubu prawda?-zapytała Nala. 
-Tak, niczego bardziej w życiu nie pragnęłam.-powiedziała z uśmiechem pełnym radości Ema. 
-To spokojnie wszystko będzie dobrze. 
-Czy wy też się tak denerwowałyście przed ślubem?-zapytała panna młoda. 
-Nie do końca... raczej dusiłyśmy to w sobie.-powiedziała Kiara. 
-Ja tylko trochę kiedy przyszedł po mnie Simba od razu się uspokoiłam-powiedziała Nala. 
-No dobrze spróbuję się trochę opanować.
-Zuch dziewczyna-powiedział Rafiki który najwyraźniej przysłuchiwał się rozmowie już przez parę chwil.
-Rafiki? Czemu nic nie mówisz że już jesteś?-zdziwiła się Ema. 
-Nie chciałem wam przerywać...-powiedział uprzejmie Rafiki. 
-Czy wszyscy są już gotowi?-zapytała Kiara. 
-Tak wszyscy już czekają a słońce już coraz wyżej. To co Ema? Gotowa?-zapytał mędrzec Rafiki. 
-No oczywiście że tak.-opowiedziała entuzjastycznie lwica. 
Ema dołączyła do Kiwy i oboje równym krokiem wyszli z groty Lwiej Skały idąc aż na próg prowadzeni przez Kovu i Kiarę. Wszyscy stanęli na progu Lwiej Skały i każdy z nich wydał po kolei głośny i stanowczy ryk ze swojej paszczy by przypieczętować małżeństwo Emy z Kiwą. 
Później gdy wrócili do zgromadzenia rodzinnego para usiadła obok siebie a Rafiki zagrzechotał grzechotał im nad głowami swą grzechotką przyczepioną do swej laski, co na zawsze przypieczętowało związek tej dwójki. 
-Od dziś jesteście mężem i żoną oraz królem i królową Lwiej Ziemi!-powiedział głośno Rafiki po czym poprowadził parę z powrotem na próg Lwiej Skały gdzie z dołu oddawały im honory wszystkie zwierzęta sawanny... 
-To najwspanialszy dzień w moim życiu!-powiedziała do Kiwy, Ema.
-Mój też ale tak naprawdę to nigdy nie sądziłem że kiedyś nadejdzie.-powiedział z uśmiechem Kiwa. 
-Ja szczerze mówiąc też ale życie lubi płatać niezłe figle.-uśmiechnęła się Ema.
-Chciałbym żeby mój ojciec mógł to zobaczyć.-powiedział ze smutkiem Kiwa. 
-A ja wiem że on to widzi z góry tak samo jak widzi to mój pradziadek Mufasa i mój brat Kiro. Po prostu to wiem!-cieszyła się Ema. 
-Naprawdę?-zdziwił się  Kiwa. 
-Tak bo mama mi tak powiedziała a jej powiedział to jej ojciec który zaś usłyszał to od swego ojca i tak to się ciągnie.-powiedziała Ema. 
-Oby mieli rację.-powiedział Kiwa. 
-Mają rację spójrz w słońce!-powiedziała Ema. 
-Nic nie widzę.-powiedział Kiwa. 
-To przypatrz się dobrze.-powiedziała Ema. 
Kiwa spojrzał głęboko w słońce i przypatrując się chwilę dostrzegł swego ojca wraz ze swoją matką i Mufasą i z dwoma małymi lewkami którymi z pewnością był Kopa i Kiro. 
-Widzisz?-zapytała Ema patrząc się na swojego męża który nie może oderwać oczu od słońca. 
-Tak to niesamowite!-powiedział ze łzami w oczach Kiwa. 
-Mówiłam ci oni zawsze będą z nami.-uśmiechnęła się Ema i przytuliła się do Kiwy. 

czwartek, 31 października 2013

Rozdział 23 " Jak mam znaleźć odwagę?!"

 
Ten dzień zapowiadał się naprawdę wyjątkowo, Emie brakowało już do szczęścia tylko jednej rzeczy a mianowicie zgody ojca na ślub z Kiwą. Jednak jak raz Emie zabrakło odwagi by porozmawiać z ojcem, poszła na tyły Lwiej Skały i próbowała znaleźć w sobie odwagę by poruszyć z ojcem tą bardzo ważną rozmowę. 
-Tato zastanawiam się... czy Kiwa... nie nie tak!-mówiła do siebie Ema. 
-Co byś powiedział gdybym... Nie nie dam rady!-jąkała się Ema. 
-Ema? Wszystko w porządku?-zapytała Vika która słysząc próby rozmowy Emy zaniepokoiła się. 
-Vika? Tak w porządku. Co ty tu robisz?
-Postanowiłam wyjść na mały spacer żeby zapoznać się z nowym otoczeniem.-powiedziała Vika. 
-No tak zapomniałam że dopiero dzisiaj jesteś tu po raz pierwszy a  nie widzisz...-zakłopotała się Ema.
-Nie przejmuj się tak mną. Musisz do tego przywyknąć.-powiedziała z uśmiechem Vika. 
-Chyba tak... Powiedz jakie to uczucie tak nic nie widzieć?
-Nie jestem tak do końca ślepa widzę lekkie rysy ale bardzo rozmazane.
-Masz tak od urodzenia?
-Tak mam to po babci. Ale nie narzekam.-powiedziała Vika. 
-No tak Kiwa mi tłumaczył że masz specjalny dar.
-Jednak chciała bym zobaczyć te wszystkie rzeczy które mnie otaczają... Ale wróćmy do ciebie. 
-Do mnie?
-Tak słyszałam że masz problem. Mnie nie oszukasz.-uśmiechnęła się Vika. 
-No mam problem w pewnym sensie. Widzisz ja i twój brat planujemy się pobrać ale muszę mieć zgodę ojca...
-Boisz się go zapytać?
-Tak bo widzisz... Mogła bym wyjść za mąż bez jego zgody ale w tedy nie będę mogła odziedziczyć tronu... 
Ja przez pewien czas nie chciałam być królową aż do czasu gdy poznałam Kiwę. Od tamtego czasu wiem że należy walczyć o swoje. 
-Tak to prawda.-przytaknęła Vika. 
-Bardzo go kocham i chcę z nim w przyszłości rządzić Lwią Ziemią i żyć z nim do końca moich dni.
-Z koro tak to nie widzę problemu...
-Nie umiem znaleźć odwagi by porozmawiać z ojcem!
-Wiem słyszałam ale sama powiedziałaś że należy walczyć o swoje. Więc czemu się wahasz? 
-Powinnam spróbować co nie?
-No jasne że tak idź teraz szkoda czasu.-zachęciła Emę, Vika.
-No dobrze. To idę dzięki Vika! 
-Nie ma za co.-powiedziała z uśmiechem Vika patrząc na odchodzącą Emę. 
Ema pobiegła z tchem na Lwią Skałę i to co zobaczyła po prostu zwaliło ją z nóg. 
Kovu i Kiwa szli obok siebie i się śmiali, zachowywali się zupełnie jak by znali się od dawien dawna.
Eme po prostu zamurowało. 
-Co wy wyrabiacie?-zapytała zszokowana Ema. 
-O kochanie my właśnie tak sobie gawędziliśmy z Kiwą i właśnie mieliśmy po ciebie iść.-powiedział Kovu. 
-Widzę że dobrze się ze sobą dogadujecie.-powiedziała Ema.
-Skarbie do rzeczy... Kiwa rozmawiał ze mną i poprosił mnie o zgodę na wasz ślub i połączenie stad.-powiedział Kovu. 
-Na prawdę? Sama właśnie chciałam o tym z tobą pogadać ale... mnie zaskoczyliście.-powiedziała Ema.
-Jeszcze tego dnia kiedy Kiwa wyruszał szukać stada powiedziałem wam z dziadkiem i z matką że nie mamy nic przeciwko.Więc wystarczy tylko twoja zgoda na ślub.-powiedział z uśmiechem Kovu. 
-To co wyjdziesz za mnie i będziesz moją królową po wsze czasy?-zapytał Kiwa. 
-No oczywiście że tak!-powiedziała Ema i rzuciła się ze szczęścia na Kiwę.
-Ostrożnie pamiętaj że wciąż mam siniaki wczorajszej walce.-powiedział przygnieciony przez Emę, Kiwa.
-Przepraszam zapomniała z tego wszystkiego.-powiedziała z uśmiechem Ema schodząc z ukochanego. 
-No to kiedy chcecie się pobrać?-zapytała Kiara wychodząca z groty. 
-Mamo podsłuchiwałaś?!-zapytała się ze zdziwieniem Ema. 
-No nie miałam wyboru... matka musi się o takich sprawach dowiadywać pierwsza. W końcu nie co dzień wydaje się córkę za mąż!-powiedziała rozradowana Kiara. 
-Noto kiedy?-zapytał Kovu. 
-Jak najszybciej!-powiedział Kiwa. 
-Jak dla mnie to może to być nawet jutro z samego rana!-powiedziała Ema. 
-No dobrze teraz trzeba tylko zawiadomić Rafikiego. Ktoś chętny?-zapytał Kovu. 
-....?-zaniemówiła Ema wraz z Kiwą. 
-My pójdziemy razem Kovu.-powiedziała Kiara. 
-Żałuje że Zazu już nie ma...-powiedział Kovu. 
-Ja też ale poczekaj aż jego wnuczęta podrosną to będziesz miał całą armię majordomusów!-zaśmiała się Ema. 
-Tak. Po jednym dla wszystkich!-roześmiała się Kiara. 
-Jak dla mnie mogą już dorosnąć...-powiedział Kovu i zrobił pół kwaśną minę. 
Tak oto zakończył się kolejny udany dzień na Lwiej Ziemi... A cała Lwia Skała radowała się z nadchodzącego nowego dnia i ślubu Emy z Kiwą.


czwartek, 10 października 2013

Rozdział 22 "Zniewolone stado"

Każdego dnia kiedy tylko wstało słońce Ema budziła się i wypatrywała swojego ukochanego Kiwy.
Lecz dnie zmieniały się w miesiące a Kiwy wciąż nie było...
Tego ranka wcześniej postanowiła też wstać Kiara i dotrzymać towarzystwa córce. Obie lwice usiadły na czubku Lwiej Skały i wpatrywały się w horyzont.
-Mamo, boje się że on już nigdy nie wróci...-zaniepokoiła się Ema.
-Wróci. Na pewno.
-Skont to możesz wiedzieć?-zapytała Ema.
-Widziałam jak na ciebie patrzył.-powiedziała z uśmiechem Kiara.
-Jak?-zdziwiła się Ema.
-Z miłością w oczach.
-Nie zauważyłam tego...-zarumieniła się Ema.
-Musisz mu spojrzeć głęboko w oczy i w tedy wszystko zobaczysz.
-Może masz rację.
-Wiem i ja mam rację.-powiedziała Kiara i przytuliła córkę.
Ema wtulona w ramię watki dostrzegła w oddali znajomą jej postać, a za nią jeszcze co najmniej sześć innych lwic i lwów.
-Mamo! Patrz to Kiwa i jego stado!-ucieszyła się Ema.
-Tak masz rację to on!
-Choć obudzimy wszystkich!-powiedziała rozradowana Ema.
Ema wbiegła do groty w której spało całe stado.
-Wstawajcie! Kiwa wrócił razem ze swoim stadem! Trzeba ich powitać!-krzyczała ze szczęścia Ema.
-No już dobrze dobrze.-powiedział zaspany Kovu i wstał.
Kiedy Ema wraz ze stadem wyszła z groty Kiwa był już na miejscu.
Lwica z radości rzuciła się na niego.
-Kiwa!-ucieszyła się Ema.
-Tak tak to ja.Możesz ze mnie zejść?-zapytał obolały Kiwa.
-Co ci jest?-zmartwiła się Ema.
-Wszystko ci zaraz opowiem ale wejdźmy do środka. -zasugerował Kiwa.
-No dobrze.
Kiwa wszedł do środka i usiadł ledwo utrzymując się na łapach.
-No więc co się stało?-zapytał Kovu.
-Opowiedz proszę od początku.-powiedziała Ema.
-No dobrze. Jak tylko opuściłem Lwią Skałę przez około miesiąc wypytywałem wszystkie napotkane mi zwierzęta sawanny o moje stado. Jednak żadne z tych zwierząt go nie widziało. Parę dni później znalazłem ślady niewielkiego stada. Wśród odcisków łap były też łapy mojego rywala który miał bardzo charakterystyczne, duże łapy.
-Chodzi ci o Richa?-zapytała Ema.
-Tak właśnie o niego! A wiec podążałem za śladami aż ich znalazłem okazało się że jest gorzej nisz myślałem. Moja starsza siostra Vika opowiedziała mi że Rich znęca się nad stadem i zmusza do niebezpiecznych polowań.
-Dlaczego więc nie uciekły od niego?-zapytała Kiara.
-Bo w naszym stadzie jest tradycja. Stadem zawsze musi przewodzić samiec. A on był jedynym samcem. Na dodatek mordercą... Jakiś czas temu jedna z lwic urodziła dwóch bliźniaków i on przy wszystkich członkach stada ich zabił.
-Przecież to były bezbronne maluchy!-zaniepokoiła się Kiara.
-No niestety. W każdym razie kiedy przyszedłem Richa akurat nie było i chciałem jak najszybciej zdążyć zabrać moje stado ale nie zdążyłem. Kiedy drogę odciął nam Rich rzuciłem mu wyzwanie takie jak on mi kiedyś. Umowa była taka "Ten kto wygra zabiera stado". I tak się też stało bo rzuciliśmy się sobie do gardeł i po długiej bitwie... wygrałem. I w końcu naprawiłem wszystkie błędy z przeszłości.
-No to wspaniale kochanie!-ucieszyła się Ema spoglądająca jednym okiem na leżącą pośród innych lwic z jego stada lwicę. Wyglądała naprawdę dziwnie. Miała bardzo jasne oczy koloru prawie białego, źrenice jej zaś były szare i bez jakiegokolwiek odbicia.
-Co tak na nią patrzysz?-zapytał Kiwa.
-No... kto to właściwie jest?-zapytała Ema wpatrując się w lwicę.
-To moja siostra Vika.-powiedział z uśmiechem Kiwa.
-Ale co jej jest wygląda tak jakoś dziwnie?
-Bo widzisz ...Vika jest ślepa.-powiedział ze smutkiem Kiwa.
-Dlaczego?
-Taka się urodziła.
-Tak mi przykro nie wiedziałam.-powiedziała onieśmielona Ema do Viki.
-Nic nie szkodzi.-powiedziała Vika uśmiechając się do Emy.
-Dobrze że w tedy ich znalazłem bo ten drań chciał mi zabić siostrę.-zdenerwował się Kiwa.
-Jak to zabić?!-zdziwiła się Ema.
-No normalnie. Kiedy przyszedłem to leżała już na ziemi i ledwo oddychała i była bardzo słaba.
-Może to trochę moja wina...-powiedziała Vika.
-Jak to?-zapytał Kiwa.
-Cały czas mu się stawiałam. Wypominałam mu że nie jest dobrym królem i że to się źle skończy...-powiedziała Vika.
-Nie ma tu twojej winy.-powiedział Kiwa.
-Tak. On po prostu był wredny.-powiedziała Kiara.
-No ale trzeba przyznać że nie powinnaś mu mówić jak to się skończy skoro nie wiedziałaś jak to będzie.-powiedziała Ema.
-No ale widzisz.... ona dobrze wie co się stanie.-powiedział Kiwa.
-Jak to? Nic już nie rozumiem.-powiedziała Ema.
-Bo widzisz moja siostra ma dar i widzi w danym momencie co się ma kiedyś wydarzyć.-powiedział Kiwa.
-To możliwe?-zdziwiła się Ema.
-Tak.-powiedział Kiwa.
-No widzisz czasem tak jest. jeden dar ci życie odbiera a drugi ci daje.-powiedziała Vika uśmiechając się do Emy.

sobota, 5 października 2013

Rozdział 21 "Uwolnić stado"

Już z samego ranka Una, Shaka, Ema i Kiwa spotkali się w ustalonym miejscu.
Wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali jednak Timona i Pumby.
-No i gdzie oni są?-zapytała Ema.
-Nie wiem wczoraj wieczorem jak poszłaś na polowanie poszedłem im przypomnieć o dzisiejszym spotkaniu. Powiedzieli że pamiętają i że na pewno przyjdą.-powiedział Shaka.
-Więc czemu zawsze musimy na nich czekać?-zapytał Kiwa.
-Tacy już po prostu są.-powiedziała Una.
-O idą!-powiedział Shaka.
-No w końcu.-powiedziała Ema.
-Hej wam! Ustaliliście już coś?-zapytał Timon.
-Nie bo czekaliśmy na was. Zresztą jak zwykle...-powiedział Kiwa.
-Wybaczcie ale zawsze jak wychodzimy nasze żony... no powiedzmy że...-jąkał się Pumba.
-Powiedzmy że się upewniają do kont idziemy.-powiedział Timon.
-Rozumiem.
-No nie ma im się co dziwić co dziennie słyszą że wychodzicie pomagać Emie.-zaśmiała się Una.
-To nic dziwnego że robią się podejrzliwe.-powiedział Shaka.
-Może i tak a teraz do rzeczy.
-A więc powtórzę wam jeszcze raz cały plan. Jak macie jakieś pytania to pytajcie.
Idziemy przekazać wiadomość stadu we czwórkę. Czyli idę ja, Kiwa, Timon i Pumba.
-Dlaczego my nie idziemy?-zapytał Shaka.
-Bo nie chcemy żeby znów był podobny incydent jak ostatnio. Rozumiecie? Zostajecie w buszu.
-Rozumiemy.-powiedziała Una.
-Tak czy siak później po was wrócimy i wszyscy razem wrócimy na Lwią Ziemie.Więc nie oddalajcie się z tond.
-Dobrze będziemy tu na was czekać.-powiedział Shaka.
-Jesteście już prawię dorośli, nie wiem jak to się tak szybko mogło stać jak ostatnio widziałam was na Lwiej Ziemi to byliście malcami. Tak czy siak poradzicie sobie!
- No wiesz ale ty w tej dżungli bądź buszu jesteś już paręnaście miesięcy a czas szybko płynie.-powiedziała Una.
-No dobra wróćmy do tematu naszego planu. Jak już dojdziemy na miejsce ja pójdę z Kiwą zawiadomić stado że plan się powiódł i że Zira już nie więzi Shaki.W takim razie nie będą musieli już się jej słuchać. Później przegonimy wszystkie hieny do czego włączą się Timon i Pumba. A później to już każdy wie że stado wróci na Lwią Skałę a my wrócimy po Unę i Shake.
-Ja wszystko rozumiem.-powiedział Kiwa.
-My też.-powiedział Timon i Pumba.
-W porządku no to do dzieła bo musimy się śpieszyć musimy zdążyć z wszystkim zanim zapadnie zmrok.-powiedziała stanowczo Ema i ruszyła przed siebie a Timon, Pumba oraz Kiwa ruszyli za nią.
Po około dwóch godzinach biegu byli już na miejscu.
-Już za niedługo południe trzeba się śpieszyć.-powiedział Timon.
-Masz sporo racji do dzieła!-powiedziała Ema.
-Hieny się wylegują to najlepszy moment.-powiedział Kiwa.
-Tak przebiegniemy koło nich i przekażemy wszystkim naszą wiadomość! Gotowy?
-Tak!
I w tej właśnie chwili oboje wbiegli na Złą Ziemię i przebiegając obok leniwych hien wykrzyknęli.
-Wstawajcie plan się powiódł! Shaka uwolniony i wy też!-krzyczała Ema.
-Wszyscy na biegiem na Lwią Skałę! Trzeba wypędzić Zirę!-powiedział Kiwa.
Hieny rozkojarzone i wystraszone biegnących w ich kierunku stada lwów uciekły.
-Aż nie mogę w to uwierzyć! Udało się! -powiedziała Ema.
-Tak to niewiarygodne!-powiedział Timon.
-Och chciałam bym zobaczyć jak przeganiają Zirę...-westchnęła ze smutkiem Ema.
-No to biegnij! Na co czekasz? My pójdziemy po Une i Shake.-powiedzieli Timon i Pumba.
-Bardzo wam dziękuje!-powiedziała Ema i pobiegła razem z Kiwą w kierunku Lwiej Skały.
W tym czasie Zira spała sobie spokojnie na Lwiej Skale otoczona przez niewielka ilość hien, kiedy nagle do groty wpadła Ema i reszta stada. Zobaczywszy to hieny natychmiast uciekły a Zira została sama bez jakichkolwiek szans.
-No i co Zira nie tak to sobie zaplanowałaś co?-zapytała z sarkazmem Ema.
-Co takiego? Myślicie że wygraliście? Jesteście bardzo zabawni naprawdę.-powiedziała szczerząc się Zira.
-Lepiej mów od razu o co ci chodzi jeśli zależy ci jeszcze na życiu!-powiedział Kovu.
-A dobrze synku skoro chcesz.-odpowiedziała Zira.
-Nie jestem już twoim synem!-powiedział Kovu.
-No a teraz gadaj!-powiedział wyłaniający się z tłumu ledwo na siłach Simba.
-No dobrze powiem wam. Choć poniosłam dość duże ofiary takie jak na przykład Asza. Kojarzycie go prawda? To i tak udało mi się choć w części zrealizować mój plan. Moim planem było zabicie wszystkich dzieci Kovu i Kiary. Po części się udało. Shaka miał do końca swojego życia być głodzony i męczony choć na początku chciałam go wychować jak własnego syna ale był zbyt uparty. Una no cóż miała zginać z ręki hien ale im zwiała, a Ema sama zniknęła po tym jak się nabrała że przez nią zginą Kiro.-zaśmiała się podstępnie Zira.
-Co to znaczy?! Powiedz!-zdenerwowała się Kiara.
-No to zależy od punktu widzenia.-zachichotała Zira.
Ema rzuciła się na Zirę i przygniotła ją do podłoża. Dopiero w tej chwili Zira naprawdę zaczęła się bać.
-Masz mi natychmiast powiedzieć o co ci chodzi bo jak nie!-zagroziła Ema.
-No już dobrze.
-Gadaj!
-Ja zabiłam Kiro!-powiedziała Zira.
Po tych słowach Ema zamarła i zbladła, w jej oczach pojawiły się łzy a w jej sercu gotowała się złość i chęć zabicia Ziry.
-Jak mogłaś! Już nie żyjesz!-wściekła się Ema coraz bardziej uciskając Zirę w szyję.
-Ja wszystko wyjaśnię! Puść mnie!-powiedziała Zira kiedy zaczęło powoli brakować jej już tchu.
-Ema puść ją daj jej powiedzieć.-powiedział Kovu.
-No puszczaj!-powiedziała Zira.
-Ema z niechęcią puściła swoją ofiarę.
-No to mów!-powiedział Kovu.
-To był idealny plan wystarczyło tylko poczekać. Lwice ustawiły się do polowania a niedaleko od nich na lewo była Ema  z maluchami. Wystarczyło tylko spłoszyć antylopy żeby nie pobiegły prosto lecz w lewo. To było proste wystarczyło że ruszyłam trawą i antylopy rzuciły się pędem w kierunku Emy i lwiątek.
Na początku sądziłam że Ema po tym jak dostała kopytem w głowę tez nie przeżyła ale była silniejsza niż myślałam. Ale sama postanowiła mi wszystko ułatwić i uciekła z domu i dzięki temu znalazły mnie w tedy te dwa lwy. No i resztę historii już znacie.
-No a teraz mogę już ją zabić?!-zapytała pełna złości Ema.
-Nie córciu zostaw ją!-powiedział Kovu.
-Czemu?
-Każdy zasługuje na druga szanse.
-Ale ona już ją dostała i co zrobiła? Ja wam powiem co zaplanowała zamach na mnie i na moje rodzeństwo a dodatkowo uwięziła całe stado na Złej Ziemi!
-To prawda ale patrząc na jej wiek już nie wiele jej zostało tak czy siak.-powiedział z wroga miną patrząc na Zirę, Kovu.
-No dobrze.
-Lwice odprowadźcie ją do Złej Ziemi i zostawcie ją tam. A jeśli ktoś zobaczy cie Ziro jeszcze kiedykolwiek na naszej ziemi ma prawo cię zabić a nawet musi! Zrozumiałaś?-powiedział Kovu.
-Rozumiem ale to jeszcze nie koniec!-powiedziała uparcie Zira i odeszła razem z trojką lwic które ja odprowadziły prosto na Złą Ziemie.
Kiedy Zira zniknęła wszystkim z oczu...
-Ema córciu!-ucieszyła się Kiara.
-A kim jest ten młody lew?- zapytał Kovu.
-To Kiwa pomógł mi uwolnić Shake i was. Nie obyło by się również bez Timona i Pumby.
-Zawsze do usług.-powiedział Pumba.
-Pumba, Timon? Skoro wy tu jesteście to...-powiedziała Ema.
-Ema! Mamo, tato!-krzyczał biegnący Shaka i Una.
-No jesteście w końcu!-powiedziała Ema.
-Och moje skarby! Chodźcie tu do mnie!-cieszyła się Kiara ściskając swoje dzieci.
-I jak zwykle wszystko dobrze się skończyło.- powiedział Timon.
-Bez was by się nie udało.-powiedział do przyjaciół Kiwa.
-Bez ciebie też!-powiedział Timon.
-No ale na nas już czas!-powiedział Pumba i razem z Timonem ruszyli przed siebie.
-Do zobaczenia!-pożegnała się z uśmiechem na twarzy Ema.
-To był naprawdę wyjątkowy dzień!-powiedział Kiwa.
-Tak nigdy go nie zapomnę!-powiedziała Ema.
-Byłaś bardzo odważna.-powiedział z zachwytem Kiwa.
-Dzięki ty też.
-Ymmmm...-przerwał im Kovu i Kiara.
-Tak?-zapytał się rodziców Ema.
-No Una powiedziała nam o czymś o czym powinniśmy usłyszeć od was.Czy to prawda?-zapytała Kiara.
-Tak jesteśmy parą.-powiedziała Ema.
-To wspaniale-powiedział Simba.
-Naprawdę?-zapytała Ema.
-Tak! Mówiłem ci że kiedyś miłość cie dopadnie pamiętasz?-zapytał Simba.
-Tak doskonale pamiętam ale kiedyś jeszcze nie wiedziałam co to znaczy a teraz już wiem.-powiedziała uśmiechając się do Kiwy, Ema.
-No to coś czuje że czeka nas tu bardzo miła ceremonia.-powiedział Kovu.
-Tak jeżeli tego chcecie to możemy wam wyprawić ślub jeszcze dzisiaj!-powiedział Rafiki.
-Rafiki a co ty tu robisz?-zapytał Kovu.
-No usłyszałem od Timona i Pumby że się wam tu przydam więc przyszedłem.-zaśmiał się Rafiki.
-Para uśmiechnęła się do siebie ale nagle na twarzy Kiwy zagościł smutek.
-Coś nie tak?-zapytała Ema.
-Nie ale przed ślubem muszę jeszcze coś załatwić...-powiedział Kiwa.
-Co takiego?-zdziwiła się Ema.
-No chce odnaleźć moje stado i przekonać ich żeby się do nas dołączyli a zwłaszcza moją matkę.-wyjaśnił Kiwa.
-Masz sporo racji ale jak tylko wrócisz to się pobierzemy.-powiedziała Ema.
-Oczywiście! Wrócę jak szybko się da! Przyrzekam ci że  wrócę!-powiedział Kiwa.
-A ja przyrzekam ci że będę na ciebie tu czekała.-powiedziała Ema po czym przytuliła się do Kiwy i patrzyła jak jej ukochany znika na za horyzontem wraz z zachodzącym słońcem...